niedziela, 17 lutego 2008

Ostatnie 24 godziny.

Jadę pociągiem i jest w miarę wygodnie więc stwierdziłem, że mogę opisać ostatnie 24 godziny teraz bo mam przy sobie laptopa. Wpis zostanie dodany jak wrócę do domu. Jak widać przeżyłem, aczkolwiek ciężko było mi opanować stres który swoje apogeum osiągnął tuż przed wyjazdem.
Rano po kilka razy sprawdzałem, czy aby na pewno wszystko mam i na szczęście niczego nie zapomniałem. Na dworzec dotarłem bez problemu tylko niestety okazało się, że jedno z założeń wyjazdu nie może zostać wypełnione ponieważ Legion nie zdążył dokończyć zamówionych spodni. Ponad 20 minut przesiedziałem w hali głównej, przy okazji pozwalając sobie zrobić zdjęcie jakiejś dziewczynie "omg, ale masz niesamowity styl mogę zrobić fotkę?" .__.' Generalnie chyba jestem za mało asertywnym człowiekiem.

"Expres" Mewa wystartował z centralnego punktualnie i jechał szybko, po to by tuż przed Poznaniem stanąć na 15 minut w szczerym polu i tym samym w rezultacie spóźnić się o ponad kwadrans. PKP po raz kolejny zaskakuje. Na szczęście Dober się nie śpieszył i nie musiał na mnie czekać na dworcu. Fort Colomb znajduje się jakieś 5 minut drogi z Dworca Głównego. Sam klub robi bardzo pozytywne wrażenie, nie jest zbyt duży, ale poniemieckie (wybudowany w okresie rozbiorów) wnętrza z czerwonej cegły mają klimat. Swoje stanowisko przy stole djskim rozwinąłem dość szybko i na spokojnie zrobiłem test całego sprzętu niestety nie na maksymalnym nagłośnieniu, ale o tym później. Tutaj muszę wspomnieć, że ilość i jakość sprzętu w który Dober zainwestował "zrywa z głowy beret" co w połączeniu z profesjonalnym podejściem do prowadzonej imprezy daje niesamowity efekt. Generalnie nie ma co nawet porównywać do warszawskich imprez, bywałem na imprezach w Szczecinie i Krakowie i muszę przyznać, że Poznań a przynajmniej Dobermann wkłada w to najwięcej pracy na ten moment. Podobnie sprawy się mają z samymi ludźmi którzy na imprezę przychodzą, czuć atmosferę dobrej zabawy, parkiet jest praktycznie cały czas pełen.

Nilfgaard w postaci osób pięciu stawił się koło 21:30 do Fortu i jak tylko rozsiedliśmy się przy stoliku na górze i zaczeliśmy swoje nerdowskie rozmówki o naszym narkotyku czyli World of Warcraft wsiąkłem na ponad 2 godziny i podobno cały klub mnie szukał :P Bardzo się cieszę, że miałem okazję po raz kolejny spotkać Xirith'a oraz poznać Shagata, Daimona, Myrkula i Kivę i po każdych takich gildiowych mini-zjazdach uświadamiam sobie, że WoW to nie tylko gra ale pewnego rodzaju fenomen socjologiczny. Choć jest to możliwe tylko w przypadku gildii z jednego kraju, na dodatek mających inne priorytety niż "no-life". Oto mini-zjazd Nilfgaardu na górze:



Tym bardziej, że teraz mam żelazną listę planów do realizacji i "no-life" nie miałoby absolutnie u mnie racji bytu. Na imprezie spotkałem też oczywiście wielu dośc dawno nie widzianych znajomych z Poznania i nie tylko ale kurcze jak zwykle przez ograniczoną ilość czasu nie zdążyłem ze wszystkimi pogadać tyle ile bym chciał. Trzydzieści minut po północy zacząłem grać swój set. Nie mnie oceniać jak wypadł, choć ludzie się chyba nienajgorzej bawili. Na pewno będę zbierał opinie zarówno te pozytywne jak i konstruktywną krytykę bo jestem perfekcjonistą i chcę robić to co zdecydowałem się robić możliwie jak najlepiej i jak najbardziej profesjonalnie. Co w przypadku współpracy z takimi profesjonalistami jak Dobermann czy Nathashah daje niesamowitą satysfakcję. Niestety podczas mojego seta wystąpiły problemy techniczne których się totalnie nie spodziewaliśmy i lewy kanał dźwięku idący z karty dźwiękowej do mixera zanikał zupełnie lub słychać go było bardzo słabo. W trakcie seta "na gorąco" zrobiliśmy podmianę wyjśc na karcie i w rezultacie problem został rozwiązany ale woleliśmy nie ryzykować i grałem bez odsłuchu. Niestety nie wiadomo co jest przyczyną problemu bo taka sytuacja wystąpiła po raz pierwszy. Laptopa czeka jednak reinstalka Windowsa, oraz zmiana sterowników do karty dźwiękowej którą wykorzystuję do dj'owania. To działania niezbędne. Możliwe też, że nie obędzie się bez wizyty w serwisie Creative'a ale nie chciałbym tego bo nie mam czasu na takie zabawy. Ogólnie jednak set został chyba dobrze przyjęty mimo, że robiłem dość odważne przejścia i suma sumarum zaprezentowałem niezły mix gatunkowy z dodatkiem jednego swojego autorskiego utworu. Wnioski z tego wątku są dwa: Poznań umie sie bawić także do czegoś czego nie zna oraz drugi, że muszę się brać za wizuale (zmienić program) i chyba trzeba będzie wrócić do komponowania muzyki. Kilka zdjęć (pierwsze robione z komórki więc jakość niezbyt dobra):





I Nilfgaard podczas mojego seta na dole:



Impreza skończyła się równo o 4:00 aczkolwiek trzeba przyznać, że praktycznie do 3:30 nie brakowało ludzi na parkiecie. Nieźle, na pewno lepiej niż w stolicy. U Dobera w domu byliśmy jednak dopiero koło 6 nad ranem ponieważ tyle zajmuje zdemontowanie sprzętu i transport taksówką najlżejszych i najmniejszych rzeczy. To foto Dober robił przed imprezą a z tego co pamiętam nie jest to chyba cały sprzęt.


Dzisiaj rano musiał się z resztą udać do klubu po całą resztą ekwipunku i potem pół godziny zajęło układanie tego wszystkiego we względnym porządku w mieszkaniu. Spałem dość krotko bo pewnie jakieś 4,5h ale o dziwo nie czuję się jakiś przybity. Widać, że dobra impreza potrafi człowiekowi porządnie doładować baterię. Oby ich było jak najwięcej to i stres zniknie. Może dzięki takiemu bezsennemu maratonowi przejdzie mi bezsenność ;) Po mału zbliżam się do końca tego wywodu więc przejdę do podsumowania. Impreza była profesjonalna i świetna, bez dwóch zdań. Mam sporą satyfakcję z uczestnictwa w organizacji tego wydarzenia. Mam też porządnie doładowane baterie i chęć dążenia do swoich celów. Dwa priorytety na następny miesiąc to:
1) Poprawka z filozofii musi być pwned
2) Czas zacząć ostro sprzedawać książki które czekają na allegro - Nikon D40X musi być jak najszybciej ^^

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

Moje zdanie o WoW-możei fenomen, albo patologia, może both ;-)

Gratuluję udanego debiutu, a opóźnienie pociągu 15 min to nic! Jak wstajesz na pośpiech na 4:50 który jest spóźniony o 100 minut...to jest dopiero załamka!
Pozytywne wibracje to moja amunicja, posłuchaj tej muzy to energia czysta yess ajj!