niedziela, 21 listopada 2010

Zombieland wita ponownie

Nie lubię jesieni i zazwyczaj nie mam zbytniego problemu z przeczekaniem pakietu jesienno-zimowego. W tym roku wpadłem jednak w bardzo dziwny i zarazem nieprzyjemny stan, objawiający się tym, że swoją egzystencję ograniczam do schematu uczelnia-dom-uczelnia-dom. Zero weny na pisanie, zero ochoty na granie. Miaukocyt siedzi do wieczora w pracy i nie chce jej się w tygodniu spotykać, a ja z kolei jestem tak zmęczony uczelnią, że nie chce mi się z kimkolwiek wychodzić. Mam za to mnóstwo czasu na różnorakie rozkminy, które sprowadzają się do tego "co bym zrobił, gdyby mi się chciało i miałbym środki".


Jesień demotywuje w pełni. Dulak wypisuje kretynizmy na blipie, które sprowadzają się do tego na jakie to "awesome" aplikacje i gry na swojego zajebistego iPoda Touch kupuje za pieniądze swoich starych. Kiedyś chyba go podliczę i zrobię zestawienie ile ten dzieciak dostaje kieszonkowego. Generalnie przerażający jest fakt, że w Warszawie na ulicach i środkach komunikacji miejskiej w godzinach popołudniowych widuje się tylko i wyłącznie różnorakich lansiarzy, przeważnie w postaci "słitaśnych indie nastolatek" w butach z wywleczonego na drugą stronę bobra i obleśnych okularach zerówkach na pół gęby. Narzekają jakie to ciężkie jest życie licealistów, "bo ta kurwa chemica znowu pracę domową  zadała". Gadają tylko i wyłącznie o nowych ciuchach, facebooku i MTV. Patrzę na to i jestem przerażony na myśl, że to jest właśnie trzon naszego przyszłego społeczeństwa. Jak tak dalej będzie to imigranci nas zjedzą żywcem. Posadka załatwiona w firmie tatusia im nie pomoże, a nasze rodzime firmy poupadają, lub zostaną wykupione przez zagraniczne koncerny. 

Kolejna bardzo liczna grupa klientów MZA to emeryci, przeważnie w postaci starych bab mających wiecznie obrażony wyraz twarzy. Myśląc o tym jakie mają emerytury, wcale im się nie dziwię, ale skoro nie mają nic do roboty i sprowadzają swoje zajęcia do jeżdżenia po Wawie po to, by na drugim końcu miasta kupić szynkę 4 złote taniej, to niech to robią w innym czasie niż godziny szczytu. Przez takie właśnie opcje, nie chce mi się chodzić na uczelnię - najbardziej mnie demotywuje półtorej godziny, które spędzam na bujaniu się na drążku w metrze i tramwaju. O pograniu na jakiejś konsolce, poczytaniu książki czy nie daj boże wyjęciu netbooka i nauce lub pisaniu nie ma najmniejszej mowy.

W sklepach niby wszystko jest, a nic nie ma. Narysowałem urodzinową niespodziankę dla Miaukocyta i głupi łudziłem się, że w centrum Warszawy dostanę do tego jakąkolwiek ramę. Jest to totalnie niemożliwe - ani w Empiku, ani w jakichkolwiek sklepach z upominkami. Nawet w zwykłym hipermarkecie czegoś takiego nie ma. Ludzie chyba ograniczyli się do wrzucania sobie zdjęć na tapecie w komputerze, a nośnik papierowy odchodzi w zapomnienie. W końcu udało mi się dostać antyramę w Leroy Merlin w Arkadii, która jest mi totalnie nie po drodze z uczelni. Konkluzja? Nie cierpię podróżowania za pomocą MZK. Odnoszę też wrażenie, że wszyscy normalni ludzie albo poruszają się samochodami, albo siedzą do późna w pracy by zarabiać na te rozpuszczone dzieciaki. I nowe gry dla Dulaka.

Drugi numer Magazynu Consoleo wreszcie się ukazał i przyznam szczerze, że kosztował nas sporo pracy; z pisaniem, poprawianiem baboli i przede wszystkim Jasió napracował się nad składem.Wyszło moim skromnym zdaniem naprawdę nieźle, tylko kurcze jak przyciągnąć ludzi, którzy nawet nie wiedzą o istnieniu naszego periodyku? To jest właśnie problem, który mnie ostatnio gnębi. Polskie realia branży gier i nie tylko. Zasadniczo jesteśmy dosyć biednym krajem, a przynajmniej za taki się uważamy. A ludzi biednych nie interesuje kultura, tylko to co do miski włożyć. Jeśli dodać do tego fakt, że obecnie społeczeństwo zaczyna się polaryzować i mamy albo biednych i głupich, albo bogatych i głupich, ciężko znaleźć ludków, którzy byliby chętni do poczytania czegoś ambitniejszego. A tyle mam pomysłów choroba. Naszła mnie ostatnio myśl, że fajnie by było rozkręcić czasopismo dla młodych mężczyzn, które wzorowane by było na brytyjskim Front Magazine - gry, konsole, akcesoria + mnóstwo o różnorakich alternatywnych gitarowych brzmieniach + młode jędrne cycki pozbawione silikonu. Młodzieżowo, alternatywnie i ze smakiem. Ot taki Playboy dla młodych. Imho nieźle by się przyjęło, społeczeństwo dojrzało już nam do widoku wytatuowanych dziewcząt. Problem w tym, że młodzi Polacy chyba wolą siedzieć na Facebooku niż czytać cokolwiek, nawet jeśli by zawierało cycki. Co gorsza, mogliby też takie czasopismo ściągać z PEBa, skoro nawet darmowy Magazyn Consoleo spotkał się z problemem piractwa.

Mam też czasem myśli na temat pracowania "od kuchni" tego wszystkiego. Mam oczywiście sporo pomysłów na nowe gry i teoretycznie mój kierunek studiów przygotowuje do zarządzania i projektowania systemów informatycznych (więc i gier teoretycznie też), ale jest w tym oczywisty haczyk w postaci tego, że Polacy poza Wiedźminem produkują wyłącznie FPSy. Generalnie poza Wieśkiem i zajefajnym Call of Juarez, nasze gry sprowadzają się do różnorakich napierdalanek, które mogą się sprzedać na zachodzie. A ja choroba, chciałbym być polskim Piotrusiem Panem, albo chociaż Miyamoto i zrobić jakiegoś action RPGa z lasami pełnymi olbrzymich kolorowych grzybów, klimatycznymi jaskiniami i dreszczykiem przygody. A wszystko ze steampunkową otoczką. Ewentualnie symulator przetrwania w post apokaliptycznym świecie pełnym zombie. Pomysłów mam naprawdę dużo i chyba zapoczątkuje cykl felietonów "Mój pomysł na", by je jakoś usystematyzować. Na produkcję gier, a zwłaszcza zarabianie na tym przyzwoitej kasy nie ma co liczyć, dlatego można by się załapać na jakieś kierowniczo-decyzyjne stanowisko u któregoś z wydawców. A tu znowu nie ma za dużego pola do popisu. EA wydaje się być całkiem sympatyczne, ale oni ograniczają się tylko i wyłącznie do gier. Sony jest specyficznym graczem, który ma świetnie przygotowane kampanie promocyjne ale nie stoją za tym żadne konkretne znane "twarze", które mogłyby pozyskiwać nowych fanów sprzętu. Microsoft ma natomiast u nas polski odpowiednik Buttlera (hehe) w postaci Jakuba Mirskiego, równie nielubianego przez przeciwników działań MSu w Polsce, jak lubianego przez wszystkich jego kolegów z Xbox Live, czyli w większości różnorakich redaktorów portali i blogów poświęconych Xboxowi. Mam już dosyć tych ludzi po dyskusjach na forach internetowych, więc praca tam z oczywistych względów odpada.

 Zostaje więc Nintendo, które dopiero stawia pierwsze kroki na naszym rynku, co czyni za pomocą austriackiej firmy zabawkarskiej (sic!), która jednak się postarała i ostatnio możemy nawet zobaczyć reklamy Wii w telewizji. Szkoda tylko, że sprowadzają się do "wspaniałej zabawy dla całej rodziny" a normalni gracze nadal będą uważali sprzęt wielkiego N za popierdółkę. I tu przydałby się Antares, twarz polskiego Nintendo, która trafiłaby do oczekiwań fanów Residentów, strzelanek na Wiimote'a i wielu innych dobrych gier ;) Pomarzyć tylko można, z resztą naprawdę zadowoliłbym się stałą i przyzwoicie płatną posadką na jakimś dużym portalu okołogrowym albo kulturalnym, lub oczywiście w gazecie. Najlepiej gdyby taki periodyk łamał schematy, bo obecnie mam wrażenie, że 3/4 tekstów na polskich stronach to prowokatory do trollowania i nabijania kasy z reklam podczas tłuczenia obraźliwych komentarzy.

Uwaga: Potrzebuję pomysłu na grę, która doda mi weny do grania i pisania :P Najlepszy byłby jakiś action RPG z dreszczykiem przygody. Rozważam Demon's Souls. Fable 3 już praktycznie skończyłem i odrobinę mnie rozczarowało, głównie z powodu bugów i wyciągania kasy na DLC i Live'a, ale to już znowu zasługa MS.

2 komentarze:

Wredonika pisze...

Dzięki za miłe słowa. To rzeczywiście nie głupi pomysł , a nawet całkiem interesujący! Pomyślę pomyśle, a potem nic z tego nie wyjdzie i tak. Załączam ową recenzję, do własnej oceny ;)

Wredonika pisze...

http://wredonika.filmaster.pl/notka/co-stracilam-z-wlasnej-woli-ile-przeciw-sobie/?podglad

aj, no to ona:P